ZAJRZAŁO .....

środa, 22 czerwca 2016

22 czerwca 2016

Dziś zajrzałam na mojego zaniedbanego bloga. Powrót do notatek kusi. Ale na początek tylko krótko: żyję i mimo wielu przeciwności o dziwo mam się nieźle.

czwartek, 21 sierpnia 2014

21 sierpnia 2014 r.

Moje obecne życie toczy się według jednego schematu. Pobudka o  świcie, dwie mocne kawy. Wyjazd do szpitala do dziecka. Przemieszczenie się do pracy. Praca. Przejazd do szpitala.Powrót do wynajętego mieszkania i byle doczekać do pory snu. I tak dzień za dniem. Na zmianę się nie zanosi. Nigdy wcześniej nie czułam się tak samotna i słaba.

niedziela, 22 czerwca 2014

DZIELNA, DZIELNIEJSZA SŁABA

Co i rusz z różnych stron słyszę jaka to jestem "dzielna". Pusty śmiech mnie ogarnia. Bo w czym niby przejawia się ta moja dzielność? W tym,że śpię po 2 godziny na dobę bo więcej się nie da? W tym,że ledwo ogarniam to co powinno przychodzić mi lekko? Czy może w tym,że po nocy wyje do księżyca, a rano zmuszam się do umycia włosów upacykowania twarzy i wielogodzinnego udawania, ze wszystko jest świetnie? A prawda jest taka,że nie mam już siły i chyba ochoty, patrzę do lustra i widzę nierozgarniętą starzejącą się babę, której nic dobrego nie czeka. Bo i co miałoby czekać?

niedziela, 18 maja 2014

OBOJĘTNOŚĆ

Zaczynam funkcjonować w stanie idealnym. Zaczyna mi być najzwyczajniej wszystko jedno. Zawsze do jakiegoś działania napędzała mnie myśl,że jeszcze coś mogę, gdzieś podskoczę, czegoś dosięgnę.
W najtrudniejszych momentach potrafiłam wyszukać sobie jakiś punkt zaczepienia, chociażby najmarniejszy, ale dla mnie wystarczająco silny,żeby mnie utrzymał. Teraz tego nie ma. Uświadomiłam to sobie i o dziwo nie ma we mnie buntu. Pierwszy raz w życiu pogodziłam się z tym co się dzieje, akceptuję wszystko. Nie ma seansu oszukiwać się i walczyć nie wiadomo po co, bo i tak wiadomo,że takie jak ja nie wygrywają. Myśląc inaczej całe swoje życie opierałam na błędnych założeniach. Ale nareszcie zaczyna być mi dobrze, wykonuję jakieś codzienne czynności  ale wkładam w to coraz mniej energii, i jak się okazuje świat kreci się dalej bez mojego zaangażowania. Emocji z pewnością dostarczą mi jakieś seriale w tv, które postanowiłam zacząć oglądać. Korzyść będzie z tego taka,że przynajmniej ludzie będą mieli ze mną o czym rozmawiać.

niedziela, 11 maja 2014

KONIEC WEEKENDU (DZIĘKI BOGU)

Nienawidzę ich. Szczerze i gorąco. Wolnych dni. Świąt. Cholernych weekendów. W ciągu tygodnia czas jakoś płynie, dojazdy do pracy, jakieś zajęcia w ciągu dnia, wieczny pośpiech. Wieczór nadchodzi stosunkowo szybko jestem wystarczająco zmęczona,żeby nie zawracać sobie głowy rozmyślaniem o pierdołach.
Ale co mam ze sobą robić w taką  na przykład niedzielę? Teoretycznie mogłabym się z kimś spotkać iść na jakąś kawę. Na spacer, gdziekolwiek. Ale nie mogę. To ponad moje siły. Wyjść do pracy to ja się jeszcze zmobilizuję,ale wszystkie inne powody do opuszczenia mieszkania są niewystarczające.I tak wegetuję nic nie robiąc.Na szczęście jutro poniedziałek. Trzeba będzie wstać, umyć włosy.ubrać się w coś. Chociaż nie zdziwię się jak kiedyś i tego nie będzie mi się chciało.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

WSZYSTKO NOWE

No może już nie tak wszystko.
Sama siebie zadziwiam, że tak prawie bezboleśnie oswajam nową rzeczywistość. Dziwne,że w ogóle nie odwracam się w tył, nie myślę o mężu, o pozostawionym domu,pracy znajomych. Zastanawiam się tylko czasem czy tak naprawdę jest czy tylko narzuciłam sobie taką postawę. Co oczywiste jest dużo rzeczy, o których nie pisałam ale się działy niestety.A od kiedy nazwałam rzeczy po imieniu, to że ten elegancki facet, którego kiedyś poślubiłam nie tylko nie daje mnie i dzieciom żadnego wsparcia ale wręcz stosuje przemoc psychiczną i nas niszczy idę jak koń dorożkarski z klapkami na oczach. Mozolnie dzień po dniu buduję więc nowy świat dla siebie i dzieci.
Jedyne o czym nie mogę przestać myśleć to B. Ale o tym trochę później może napiszę. 
Praca. Przez wiele lat pracowałam w jednej firmie i nie będę epatować fałszywą skromnością miałam tam mocną pozycję. Zawdzięczałam to tylko sobie, bo nawet nie lubiąc swojej pracy wiedziałam,że jedyną szansa na przetrwanie w basenie z rekinami jest bycie dobrą i twardą. I w przeciwieństwa do mnie prywatnej byłam twarda. Wymagałam dużo od swojego zespołu ale tak samo od siebie.
Podsumowując miałam niezłą robotę, która wprawdzie mnie niczym nie zaskakiwała ale dawała niezależność i poczucie bezpieczeństwa. Było to bardzo potrzebne zwłaszcza gdy próbowałam się poskładać po wypadku  w jedną w miarę normalnie funkcjonującą całość.
A teraz...Nie jestem już na kierowniczym stanowisku i zamiast ogarniania całości jestem małym trybikiem maszyny. Teraz ja muszę słuchać poleceń i "sugestii". Do pracy dojeżdżam do innego miasta około 60 km.
 I najdziwniejsze jest to,że nowa praca mi się podoba. Niby podobna działka, ale jest o wiele ciekawiej. Nawet o dziwo zdarza się dreszczyk emocji na myśl o prowadzonej sprawie, o koncepcji, którą muszę przyjąć a potem ją wybronić.
 Ale najlepsze jest to,że wieczorami jestem totalnie wykończona i nie mam siły rozmyślać o tym jak bardzo jestem samotna.

niedziela, 30 marca 2014

JESTEM

Jestem, jestem. Nawet chyba w miarę ogarnięta, co jest o tyle pozytywne,że początki po takich zmianach lekkie nie są. Przyzwyczajanie się do wszystkiego od nowa. Nie znałam tu nikogo, więc ta moja kreska była faktycznie gruba.

sobota, 8 marca 2014

NOWE ŻYCIE ROZPOCZĘTE

Jesteśmy tu już kilka chwil i po pierwszych emocjach związanych z radykalną zmianą próbujemy się adaptować do rzeczywistości. Jedna z córek poradziła sobie fantastycznie, wszystko jej się podoba nowe koleżanki fajne, szkoła świetna. Niedogodności związane z nowym mieszkaniem wyśmiewa lub wręcz ich nie dostrzega.
Druga córka jest totalnie na nie. Mieszkanie koszmarne i ciasne, jej pokój ohydny szkola beznadziejna itp. Liczę,że czas i terapia zrobią swoje.
Ale chwilami daje tak popalić,że mam ochotę znowu uciec-tym razem sama.
Ja i mój nastrój powoli się stabilizują, chyba.
Początek był trudny bo przeprowadzka to pomijając emocje wielki wysiłek fizyczny a ja do strongmanek nie należę. Jechałam z przekonaniem,że trzy dni po zainstalowaniu się zaczynam nową pracę, i dokładnie w drodze do nowego miejsca otrzymałam info,że pracy niestety nie będzie. Przeanalizowali jeszcze raz i jednak ktoś o moich kwalifikacjach to niezupełnie pracownik, którego szukają.
Informacja taka, w takiej sytuacji uwierzcie mi może rozwalić. I rozwaliła, a cały czas trzeba było się zgrywać przed dziećmi,że jest ok.  Nowe życie zaczęłam więc od przymusowego urlopu, co miało uczciwwie powiem ten pozytywny skutek,że trochę odpoczęłam. Początkowo prawie nie spałam, czułam się i wygladałam jak zagłodzony zombi.
Tak minęło pierwsze dwa tygodnie, zanim dotarło do mnie,że trzeba się zakręcić trochę wokół spraw zawodowych, bo z finansami marniutko, oj marniutko. Moje wieloletnie leczenie po operacji skutecznie pozbawiło mnie oszczędności, nawet trochę się musiałam ratować pożyczkami.
Męża ten temat nigdy nie interesował, Teraz też będę czekać na sądowny "podział" majątku, ale znając realia polskich sądów  oraz postawę byłego trochę poczekam. Podobnie z alimentami. Nie płaci na dzieci nie dlatego,że nie ma, tylko dlatego bo myśli,że mnie w ten sposób "zdyscyplinuje". Z jego punktu widzenia zrobiłam rzecz niedopuszczalną, zburzyłam publiczny wizerunek rodziny doskonałej, przecież sąsiedzi widzieli, że się wyprowadzam!!!!
Cóż za palant.
Koniec końców pracę znalazłam, w poniedziałek zaczynam.Będzie pewnie o czym opowiadać, wszystko nowe.

Dziękuję Wszystkim, którzy tu zaglądali mimo mojej nieobecności, czułam Wasze wsparcie, i były chwile zwłaszcza te wieczorne mocno załzawione, kiedy mi to pomagało.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

TĘSKNOTA

Tęsknię za czasami kiedy mijaliśmy się bez słowa, ewentualnie za czasami awantur. To co się dzieje teraz przerasta mnie pod każdym względem. Nie mogę jeść, nie mogę spać. 
Równocześnie cały czas normalnie funkcjonuję zawodowo i zgrywam się przed wszystkimi, a zwłaszcza  dzieciakami,że jest ok.
Mężowi odbiło zupełnie. Nie wiem czy jego zachowanie jest szczere czy to jakaś gra, ale wiem na pewno,że mnie wykańcza. 
Wykańcza mnie jego empatia, czułość i troska. Do rozstroju nerwowego doprowadzają mnie wyznania i deklaracje. 
W absolutnym szoku przyglądam się jego zainteresowaniu okazywanemu dzieciom. Ze starszą mu nie wychodzi, ignoruje go, wczoraj rzuciła w niego pudełkiem z czekoladkami, które jej dał. 
Nie pochwalam takiego zachowania, ale ją rozumiem. Przeszła o wiele za dużo niż powinna.
 Zastanawiam się dlaczego przez tyle ostatnich lat naszego małżeństwa nie był taki jak teraz? 
Chociaż trochę? Przecież gdybym nie była tak okropnie samotna nie byłoby w moim życiu miejsca dla B.
A gdzie był mąż gdy cierpiałam w szpitalu po kolejnych operacjach i z trudem dochodziłam do siebie? Mam w głowie to wszystko, a jednak teraz pod wpływem jego zachowania takiej nieprawdopodobnej presji mam poczucie winy i nie umiem tego wszystkiego sobie poukładać.
Jak dotrwam to na początku następnego tygodnia zamykam za sobą drzwi i ruszam w nieznane. Zostawiam duży dom, w który wsadziłam mnóstwo emocji i pieniędzy, zostawiam pracę, w której czuję się jak ryba w wodzie, nie dlatego,że ją tak lubię ale z powodu doświadczenia skutkującego dużą pewnością siebie i mocną pozycją. To wszystko zostawiam i pakuję swoje życie w kartoniki, przeprowadzając ostrą selekcję, mieszkanie, które wynajęłam w porównaniu z moim domem jest maleńkie,ale jakoś z dziećmi i naszym zwierzyńcem się tam pomieścimy. Chyba. 
Dziwne uczucie, w moim wieku zaczynać wszystko od zera w zupełnie nowym miejscu. 
Skłamię mówiąc,że się nie boję, bo tyłek trzęsie mi się ze strachu okropnie.
B. z jednej strony mnie wspiera, pomaga w czym może, z drugiej jest trochę zdezorientowany, dla niego najprostsze rozwiązanie to,żebyśmy zamieszkali po prostu razem. Ale ja się zablokowałam jakoś, i nie mogę. Kocham go bardzo, ufam mu ale paraliżuje mnie myśl o próbie oparcia swojego spokoju i życia o mężczyznę.
 Za każdym razem jak próbuję się przekonać w głowie zaczyna mi huczeć: "musisz sama". 
Sama nad wszystkim panować, sama się zorganizować, sama zabezpieczyć dzieci.  Przeraża mnie to podejście, które ostatnio doszło do głosu, bo kiedyś taka nie byłam.